by Katarzyna Kwasek


czwartek, 28 czerwca 2012

Keep calm and turn off the TV

Choć nie jestem fanką postaci podróżniczki Beaty Pawlikowskiej, to jednak darzę ją pewną dozą sympatii za sam fakt, iż ma w sobie tyle odwagi do spełniania niebezpiecznych marzeń, a poza tym osobiście jestem zdecydowanie typem, który nie przesiedziałby w domu całych wakacji, choćby nie wiem co. Podróże mogę zaliczyć do moich pasji, chociaż mój staż i doświadczenia są w nich tak niewielkie (smuteczek).




Jednak ostatnio powiedziała w radio coś bardzo wartościowego, coś pod czym podpisuję się rękami i nogami i co wprowadzam w swoje życie w 100 procentach.
Mianowicie.
Zadała ona sobie samej pytanie, dlaczego wakacje/urlop to taki wyjątkowy czas, w którym nie śledzimy wiadomości, politycznego życia i całego tego bałaganu? Bo po prostu nie mamy na to czasu, za dużo innych, może niekonstruktywnych - ale przyjemniejszych rzeczy mamy do roboty. Stwierdziła więc, czemu nie można przez cały rok, nie tylko w wakacje, przestać słuchać papki jaką nam serwują media w zamian za słuchanie śpiewu ptaków?


Media karmią nas samymi tragediami, politycznymi potyczkami, jeszcze raz tragediami, sensacją, patologią... I jeszcze raz skandalem.
W dzisiejszym szaro-kolorowym świecie, liczy się tylko kto pokazał się w jakim stroju na jakiej 'ustawce'. Nie odkryję Ameryki mówiąc, że dziennikarstwem obecnie rządzi albo skandal obyczajowy, albo skandal w polityce.
Liczy się tylko kto jakie ma ciało, kto z kim spał i kto ile zarobił w ciągu ostatniego miesiąca za kolejny, żenujący program TV.


Z całym szacunkiem, ale mam tego serdecznie dość. I nie będę zapewne osamotniona jeśli wyznam publicznie, że nie oglądam telewizji! (tak, tak, kochani, hipsterzy nie oglądają TV).


I tak mi strasznie wstyd za te media, za tę czwartą władzę, która powinna nam pomagać w osądzie rzeczywistości, a która tak zgrabnie nam to utrudnia, wręcz uniemożliwia...
Co więcej - wstyd mi, bo czuję, że 95% (jeśli nie więcej) społeczeństwa tak naprawdę nie potrafi już stwierdzić, po której stronie leży prawda, a po której skandal.
Sama już nie wiem, czy mnie również nie zrobiono wody z mózgu. Zapieram się z całych sił nie czytając Wyborczej, Onetu ani nie oglądając TVN, ale chwilami brakuje mi tak naprawdę źródła informacji, o którym wiedziałabym, że mną nie manipuluje.




I jeśli mogę wyrazić swoją skromną opinię na temat programu Poranny WF, to zawsze bardzo go lubiłam tak jak Eskę Rock uważam za dobre radio, gdzie przynajmniej muzycznie nie natknę się na chałturę. I zawsze szanowałam Kubę Wojewódzkiego, bo jest inteligentnym człowiekiem.
Ale teraz?
Kiedy znowu na pierwszy plan wkracza skandal? Sama już nie wiem, kto ma rację, kto ma więcej na swoją obronę?


W wolnych mediach - mediach na poziomie nie powinno w ogóle być czegoś takiego, jak rozsądzanie kto ma więcej na swoją obronę, na procesy w sądzie, cenzurę i przyznawanie komuś racji lub nie. Nie powinno w ogóle dochodzić do takich sytuacji.


I tak, co najsmutniejsze - 95% Polaczków osądziło już postacie Wojewódzkiego i Figurskiego przez to, co przeczytały na Pudelku, Onecie i co na TVNie przeczytał im rozemocjonowany dziennikarz, swoim zbulwersowanym głosem.


Z resztą - jak społeczeństwo ma rozsądnie przyznać komuś rację, skoro obiektywizm już dawno przysłoniło coś, co nazywa się manipulacją.








A jako bonus piosenka, która dobrze obrazuje ten nasz cały przaśny bałagan. Nawet nazwiska się niewiele pozmieniały...






Dziękuję za uwagę, 
Zaniepokojona Kate Little Acid.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Haters gonna hate

Tonight, I couldn't help but wonder...




Ile z ''internetowych nas'' jest w nas?
Kiedyś przeczytałam artykuł o tym, że szefowie niektórych firm wchodzą na profile facebookowe przyszłych pracowników, żeby sprawdzić czym się interesują, jakie filmy oglądają, jak często chodzą na imprezy...
I ostatecznie, gdy mają wybierać, wybierają osoby, które często aktualizują profil, ustawiają statusy, mają wiele polubionych stron na facebook'u.
Oczywiście  - nie mówimy tutaj o byciu ''no life'm", spędzaniu wolnego czasu wyłącznie w internecie, tylko o umiejętnym wykorzystaniu takich społecznościowych portali.
Kolejne oczywiście - trudno w dzisiejszych czasach no life'm tak naprawdę nie być. Czytając tego posta spójrzcie Clintowi Eastwoodowi w oczy i odpowiedzcie na pytanie:








I tak, zgodnie z tym co napisałam, zgodnie z tym co widzę na profilach mojej skromnej grupy znajomych, nasuwa mi się jedna wyłączna refleksja. Ile z tego, co publikujemy na facebooku, z tego jakie zdjęcia wstawiamy, jakie ustawiamy statusy jest tak naprawdę nami?



Czy wystarczy do ulubionych autorów wpisać: Wojaczek, Hłasko, Gombrowicz, by znajomi uważali cię za oczytaną/-ego?
Czy wystarczy lubić stronę krytykującą palenie, by zostać uznanym za niepalącego?
Czy wystarczy wstawić korzystne zdjęcie profilowe, żeby wszyscy uważali cię za atrakcyjną/atrakcyjnego?


I jak zwykle, wraz z takimi pytaniami nasuwa się masa spostrzeżeń, dotyczących tego jak bardzo lubimy tworzyć - czasami bardzo, czasami tylko trochę - swój sieciowy wizerunek.


W końcu życie czasami nie wygląda dokładnie tak jak tego chcemy, stąd dobrze jest przez chwilę stworzyć trochę inną rzeczywistość, niż ta, w której przypadło nam aktualnie przebywać.






Tylko niestety, jest cienka linia między tym, co naprawdę sobą reprezentujemy, a  tym co bardzo chcemy sobą zaprezentować. Dlatego może jednak lepiej powstrzymać się z hejtowaniem wszystkiego i przyznać się, że tak naprawdę zespoły jakich słuchamy nie mieszczą się w określeniach "ambient", "metal", "indie", "experimental"?
Może lepiej zamilknąć, niż wpisywać cytaty, jeśli mają to być cytaty typu "Jestem jaka jestem i nikt tego nie zmieni"?








I na koniec, najbardziej głęboka z wszystkich zawartych tu refleksji. No bo co wtedy, gdy na imprezy, na które zdarza nam się uczęszczać nikt nie przynosi aparatu, a na zdjęcia robione telefonem nie ma co liczyć, bo nikt nie ma nowego iPhone'a z aplikacją Instagram? CO WTEDY, CHOLERKA?!
Ano, wtedy pozostaje nam zaszlochać w kącie, i starać się nadrobić czymś innym, niż fajne fotki, z fajnych imprez, na których jesteśmy oznaczeni. W takiej sytuacji - wszyscy jesteśmy no-life'ami.

środa, 13 czerwca 2012

American dream


Kiedy pytają mnie: Czy są takie filmy które mogę oglądać za każdym razem gdy lecą w TV? Odpowiadam: Tak, jako zepsute dziecko popkultury nie znające się na kinie ambitnym i niszowym i oglądające wszystkie ociekające komercją najnowsze amerykańskie produkcje (i wcale nie zażenowane tym faktem), zawsze będę oglądać „Seks w wielkim mieście”.


Rzecz w tym, że jako nowoczesne księżniczki dawno porzuciłyśmy wizję bycia Kopciuszkami. A jednak idea panny porzucającej pantofelek przetrwa wszystko, bo romantyzm przetrwa wszystko. Nawet feministki, palenie staników, parytety (nie to że jestem przeciwko). Typowego kopciuszka z biegiem czasu porzucamy na korzyść bohaterki takiej jak Carrie Bradshaw. Bowiem każda z nas marzy o dokladnie takiej historii jak Carrie (no dobrze, nie generalizujmy, będę mówiła o sobie). Pełna sukcesu, stylowa, wspaniała, charakterna kobieta z wielką choć skomplikowaną miłością u boku, a do tego wszystkiego nie jakimś wypacykowanym tylko istotnie męskim, postawnym amantem, Mr. Bigiem.

W tym momencie wszyscy niezainteresowani tematyką tego kultowego serialu prawdopodobnie już wyłączają kartę mojego bloga w przeglądarce, ale niecierpliwcy! Ten post jest głębszy niż tylko zachwyt nad najbardziej epickim serialem EVER.

Dla mnie ucieleśnieniem kobiecości jest właśnie taka Carrie Bradshaw, a idealną wizją miłości jest właśnie ta jej z Bigiem. Gdzieś na pograniczu nienawiści, pokręcona jak sinusoida, góry, doły, ale ostatecznie milość wielka i z happy endem.

Sam serial trwał przecież 6 sezonów i wspaniałe 6 lat stąd w filmie będącym poniekąd kontynuacją widać już wyraźnie zmarszczki Sary Jessiki Parker (wątpiących w jej urodę potępiam… obkładam ekskomuniką, spójrzcie na siebie), widać już iż Big powinien siwieć a o dziwo ma czarne niczym smoła włosy, widać że Samantha pozostaje niezmienna i niezmienna takoż jest jej pasja, [if you know what I mean…] i  tak wlasnie w zyciu jest, musimy swoje przeżyć a ilość zmarszczek, niedoskonałości ukazuje to wszystko co przeżyliśmy, JAK wiele przeżyliśmy a nasze życie nie polega wyłącznie na byciu mimozą i bezbarwną postacią.

Stąd marzenie o życiu jak Carrie drzemie we mnie, myślę że podobnie jak w każdej z nas. Siedzącej w lofcie w Nowym Jorku ubranej w koszulę nocną oczywiście od Diora. Która przeżyła tak wiele wspaniałych przygód. Tak wiele obrzydliwie drogich par butów. Tak cudowne przyjaciółki jak Charlotte, Samantha i Miranda (i oczywiście Stanford, najbardziej bezpretensjonalny gej wszech czasów). Tak wiele znajomości. Tak wiele kilometrów po Manhattanie. Tak wiele przemyśleń, czasem banalnych, jednak szczery banał uważam za lepszy niż wydumane frazesy.

Chyba od przyszłych urodzin będę sobie życzyła tak wielkiego życia i tak wielkiej miłości jak Carrie Bradshaw, ta cudowna, szkoda, że fikcyjna bohaterka. Jak sama mówi (sezon szósty, ostatni odcinek), w scenie która wzrusza mnie niezmiennie:
 "I'm looking for love. Real love. Ridiculous, inconvenient, consuming, can't-live-without-each-other love. And I don't think that love is here in this expensive suite in this lovely hotel in Paris."


A może po prostu lepiej sobie życzyć takiej weny i takich zbiegów okoliczności, żeby ze swojego życia uczynić coś na miarę hollywoodzkiego filmu…?


Dzisiaj pisała dla Was: Niepoprawna Romantyczka Little Acid.

piątek, 1 czerwca 2012

Na początku było słowo

Z okazji Dnia Dziecka, a może bardziej z okazji tego iż nauka mnie przerasta, więc lepiej byłoby zrobić cokolwiek byleby już nie patrzeć na podręcznik od historii powszechnej, zamieszczam kilka, losowych (a może nie losowych) cytatów z różnych źródeł, które są dla mnie cudowne, wybitne i które w jakiś sposób odnoszą się do mojego życia.
Mam nadzieję, że i Wam się spodobają i mam nadzieję, że nie weźmiecie tego wpisu do końca na serio, jako i każdego na tym blogu.
Pozdrawiam.




1. ‎"Gdy czegoś pragniesz, cały Wszechświat pomaga ci zrealizować marzenia." Paulo Coelho, czyli mistrz oczywistości... Pisarz, którego kochają nastolatki, właściwie którego kocha 70% społeczeństwa, tylko my hipsterzy uważamy go za sypiącego banałami... Niewdzięcznicy.


2. "If you love someone, you have to let them go. If they come back, they’re yours. If they don’t, then you stalk them."— Rose, "Dwóch i pół".
Rose to bohaterka (już właściwie ex-bohaterka) jednego z najzabawniejszych seriali dopóki grał tam Charlie Sheen. Zakochana po uszy w tym niewdzięczniku, który tego nie odwzajemniał, ''stalkowała'' go, szpiegowała i nie odstępowała na krok. W każdym razie - cytat mistrz.


3. Nie byłabym sobą gdybym nie wrzuciła tu cytatu mojego mentora duchowego, Barneya Stinsona, jednak jest ich tak wiele, bowiem mądrość Barneya to coś więcej niż jedno "True story"...
 “Jesus waited three days to come back to life. It was perfect! If he had only waited one day, a lot of people wouldn't have even heard he died. They'd be all, "Hey Jesus, what up?" and Jesus would probably be like, "What up? I died yesterday!" and they'd be all, "Uh, you look pretty alive to me, dude..." and then Jesus would have to explain how he was resurrected, and how it was a miracle, and the dude'd be like "Uhh okay, whatever you say, bro..." And he's not gonna come back on a Saturday. Everybody's busy, doing chores, workin' the loom, trimmin' the beard, NO. He waited the perfect number of days, three. Plus it's Sunday, so everyone's in church already, and they're all in there like "Oh no, Jesus is dead", and then BAM! He bursts in the back door, runnin' up the aisle, everyone's totally psyched, and FYI, that's when he invented the high five. That's why we wait three days to call a woman, because that's how long Jesus wants us to wait.... True story.”


Mam nadzieję, że ogarniacie inglisz, a jeśli nie to w wolnym tłumaczeniu:
"Jezus czekał trzy dni aby wrócić do życia. To było perfekcyjne! Jeśli poczekałby tylko jeden dzień, wielu ludzi nie usłyszałoby nawet, że zmarł. Wszyscy byliby: "Hej, Jezus, jak tam?" a Jezus byłby jak: "Jak tam?! Wczoraj umarłem!!!", a  oni by na to: "Uchm, stary, wyglądasz jak dla mnie na całkiem żywego..." i wtedy Jezus musiałby tłumaczyć jak zmartwychwstał i że był to cud, a tamci mówiliby: "Uchm, okej, skoro tak mówisz, brachu...". Ale też nie zmartwychwstał w sobotę. Wszyscy są zajęci, śpiewając w chórach, tkając, przycinając brody... NIE. On poczekał idealną ilość dni: trzy. Dodatkowo to była niedziela, więc i tak wszyscy są w kościele, i wszyscy są niczym: "O nie, Jezus nie żyje..." aż tu nagle BAM! Rozwiera tylnie drzwi, biegnie do ołtarza, wszyscy są wystraszeni, i DTI (dla twojej informacji), wtedy wynaleziono piąteczkę. 
Właśnie dlatego czekamy trzy dni po to, by zadzwonić do kobiety, bo właśnie tyle Jezus chciał abyśmy czekali...
Prawdziwa historia."


<jara się swoim angielskim>




4. "Mają rozmach, skurwisyny". Siara ("Kilerów 2-óch"). Ten cytat wpasowuje się w każdą, dosłownie każdą sytuację z życia... Po prostu każdą - bo wyobraźmy sobie chociażby wielki korek, albo kolokwium na którym z każdym pytaniem poziom trudności wzrasta o 100%, albo chociaż ironicznie - nasze przygotowania do Euro. No bo czy nie mamy rozmachu?


5. "Jaram się Tobą jak Petunia Dudleyem". Czyli mądrości XXI wieku. Jeśli chcemy komuś nowocześnie powiedzieć, że nam się podoba, passé jest już mówienie: "Chodźmy się chędożyć, zacna dziewojo/milordzie". Teraz mówi się "Jaram się jak Rzym za Nerona" (hahaha), "Jaram się jak pochodnia"...




6. "Jeśli nie chcesz mojej zguby, krrrrokodyla daj mi luby", czyli ironia poczciwego Papkina na wczorajsze puste dziewczęta. Cóż, prawda przetrwała do dziś tylko niestety trochę zmieniona. "Jak kupisz mi loda, to zrobię ci dżinsy"... czy jakoś tak ;-)




7.  W tym punkcie trochę poważniej : "Każdy nosi w sobie dżumę, nikt bowiem nie jest od niej wolny. I trzeba czuwać nad sobą nieustannie, żeby w chwili roztargnienia nie tchnąć dżumy w twarz drugiego człowieka.", czyli mądry Albert Camus. Za mądry. Bo przecież słowa te są tak prawdziwe, że aż boli. Może i dobrze, że na co dzień nie zdajemy sobie sprawy z własnych pokręconych zarazków "dżumy".
A "Dżuma" to jedna z niewielu lektur, które mimo demotywującego faktu, iż były lekturami podobała mi się.




8. "Jej oczy były duże, trochę niebieskie, trochę zielone, z brązowymi plamkami: wielobarwne jak włosy i, tak samo jak włosy, tchnęły żywym, ciepłym światłem." to o mnie, to o mnie pisał Truman Capote w "Śniadaniu u Tiffany'ego", jednej z moich ulubionych książek! Nie wiem skąd wiedział, ale to jest o mnie ;-)




9. "Cieszmy się z małych rzeczy, bo wzór na szczęście w nich zapisany je-est", czyli poziom polskiej liryki muzycznej stale mnie zaskakujący... No, ale przekaz jest, nie ma co, wybitny...




 10. "Naród dobry, tylko ludzie k*rwy". Józef Piłsudski.


Nie wiem skąd tyle wulgaryzmów w tym poście, ale cóż, chyba już nieodłączne z naturą wybitnych jest bycie także dobitnymi...

Obserwatorzy