by Katarzyna Kwasek


wtorek, 26 lutego 2013

Nic, co ludzkie

Tak się składa, że w życiu częściej upadamy niż wzlatujemy. Może zabrzmię niczym mistrz banału Paulo Coelho, ale cóż  - taka jest prawda.
Rozdano Oscary, z czego jeden powędrował do młodziutkiej aktorki Jennifer Lawrence (o matko, ona jest ode mnie starsza tylko 3 lata! Nie mogę tego pojąć i czuję zazdrość, a zarazem respekt. Za 3 lata dostać Oscara. Nie jestem w stanie sobie nawet wyobrazić), za cudowną rolę w cudownym filmie "Poradnik pozytywnego myślenia", który mnie nota bene zachwycił.
I o czym piszą wszystkie portale dziś? O tym, że Lawrence przewróciła się w (bajecznie pięknej) sukience Diora, gdy szła odebrać nagrodę.

Moja irytacja sięga zenitu i błagam te wszystkie głupie media - zamknijcie się!

Dlaczego większą sensacją staje się upadek ze względu na gabaryty sukni, niż to, co powinno być sensacją  - wielki sukces w takim młodym wieku. Osobiście jeszcze 2 lata wstecz pomyślałabym sobie - e tam, ona wcale nie jest taka młoda,  a poza tym w ciągu 5 lat wiele może się wydarzyć i można zostać gwiazdą w sumie ot, tak...
A jednak, dzisiaj czuję się dziwnie, kiedy dowiaduję się, że to taka młoda niewiasta!

Wracając do jej upadku, to w sumie zupełnie ludzkie i normalne z jej strony. Właściwie... ona miała prawo upaść! Niewiarygodne! Mogło jej się to zdarzyć!

Właściwie, w mojej opinii dodaje jej to uroku, naturalności, której tak strasznie brak w mediach. Wszystkie te mimozy wyuczone są chodzenia w cudownych sukniach i na niebotycznych szpilach, a ona zdaje się mieć do tego spory dystans. Nieokrzesanie jest bardzo cenne, bo gdy widzę te maniery tych czerwonodywanowych maniur, robi mi się słabo i niedobrze od sztuczności.

Dlaczego więc upadek, zupełnie naturalna rzecz, jest upokarzający? W dodatku - nie tylko na gali oscarowej? Dlaczego wstydzimy się rozmawiać o problemach, uważamy, że upadki lepiej zatuszować i o nich zapomnieć? Skoro to właśnie one budują prawdziwych nas?
Owszem, może na tak wielkiej i poważnej gali jest to pewną wpadką, bo patrzą na to wszystko kilkucyfrowe liczby ludzi, ale mimo wszystko - po co robić z tego tak wielką aferę?

Jestem pełna uwielbienia dla Jennifer za tę sytuację - że opanowała wstyd i zrobiła to, co każdy rozsądny człowiek powinien zrobić w życiu. Po upadku, po prostu wstała i poszła dalej, a poszła po wielki sukces i splendor. I tak przez inteligentnych ludzi zapamiętana będzie jako zdobywczyni Oscara za najlepszą rolę pierwszoplanową. A przez troglodytów jako "ta, która upadła na schodach!!!" - ale kto by się przejmował ich zdaniem?

Dla mnie największym upadkiem związanym  z Oscarami jest upadek mediów. Co prawda nie jest on widoczny od dziś i oscarowa noc nie jest dla mnie olśnieniem, to kiedy włączam kolejny już portal i widzę na głównym zdjęciu relacji z Los Angeles upadającą aktorkę, mam ochotę rzucić cegłą w ekran laptopa, choć biedak niczym nie zawinił.

Po raz kolejny sięgając do polskich mediów czuję, jak obrażany jest mój intelekt.




***

jak można nie kochać tej dziewczyny?

sobota, 23 lutego 2013

Wyznaczanie priorytetów w sesji

Co prawda czasy sesji minęły wyjątkowo bezboleśnie w tym semestrze, jednak podczas nauki do takich egzaminów jak: Myślisz że cokolwiek wiedziałaś o Unii Europejskiej? Mylisz się, idiotko. (prawo UE)  oraz   Jak podciągnąć filozoficzne pierdzielenie pod wzniosłe treści prawnicze? (doktryny polityczno-prawne),
na myśl przychodziło mi milion sposobów jak skutecznie uniknąć nauki w sesji. Postanowiłam się nimi podzielić, jak już zdam, a więc na moim przykładzie widzicie, że można zarówno odnieść sukces na egzaminie, jak i wypełnić zadania z całej poniższej listy.

Po pierwsze.
Pisz bloga. Zostań szafiarką, blogerką lajfstajlową, pisz o gotowaniu albo po prostu, moim śladem, zacznij spisywać to co Cię najbardziej doprowadza do szału, cieszy albo smuci. Sukces gwarantowany - pochłonie Cię sztuka robienia zdjęć, szukania inspiracji do tego jak się ubrać jutro, albo po prostu czytanie książek czy obserwacja ludzi - wszystko, byleby tylko napisać coś,a co za tym idzie, olać naukę. Sposób nie dla każdego, wersja dla każdego poniżej.

Po drugie.
Rozpocznij wyzwanie pt. "Przejrzę całego 9gag'a, kwejka albo wiochę.pl....... no i może jeszcze coś?" - propozycje najbardziej bezsensownych, a zarazem czasochłonnych stron piszcie w komentarzach. Zachęcam. Zróbmy coś dla wyższych uczelni i wyeliminujmy podatnych na straty czasu studentów!

Po trzecie.
Chyba najprostszy sposób, a zarazem niechętnie  - o dziwo - wybierany przez studentów, który serdecznie polecam! Posprzątaj całe mieszkanie. No, ludzie. Co jest ważniejsze od porządku w szafie i czystego, połyskującego lustra? Na pewno nie kompetencje Komisji Europejskiej!

Po czwarte.
Zacznij czytać trylogię "50 Shades of Grey"! W końcu raz na kilka lat wychodzi książka, o której wszyscy gadają, piszą, hejtują i się zachwycają, a która pod przykrywką dziwnych upodobań seksualnych głównego bohatera, jest tzw. harlequinem o wielkiej miłości, bogactwie, high life (czyt. hajlajf - cudowne życie nieskalane różnie pojmowaną biedą), czyli po prostu o Kopciuszku, szarej myszy, w której zakochuje się książe, przedsiębiorca - magnat! Polecam, ten chłam czyta się tak szybko, że nawet nie spostrzeżecie, a z nauką będziecie w czarnej ... :)
PS. Szczytem wszystkiego jest, gdy idziesz do żabki, a tu na półce obok klopsików Pudliszki stoją egzemplarze powyższej lektury. Hahaha!


Po piąte.
Rozpocznij wyzwanie pt. "Pasowałoby zacząć jakiś dobry serial... Najlepiej żeby miał trzysta sezonów... Kurczę... może "Moda na sukces"?


Po szóste.
Zacznij uprawiać sport. Może taijiquan? Albo po prostu jakaś modern yoga, bez szaleństw. W każdym razie musi to wymagać regularności. I koniecznie wpisz to sobie na facebook'a do zainteresowań. Egzotycznie - magicznie.

Po siódme.
Ucz się gotować. Kochani... jak wiemy, przez żołądek do serca, ale także do telewizji, pieniędzy, high life'u i lansu. A kiedy najlepiej wychodzi krzątanie po kuchni? Wtedy, kiedy jesteśmy zobowiązani do krzątania po traktacie o funkcjonowaniu UE. Oddaj fartucha? Nigdy w życiu.


Po ósme.
Przygotowania do sesji mogą mieć kilka znaczeń. Oczywiście, że studentowi przychodzi na myśl nauka i dwutygodniowa wegetacja. Ale zapytajcie pierwszej lepszej modelki co to znaczy dla niej. Ano, makijaż, głodówka, manicure, pedicure, medytacja (w końcu pozowanie to ciężka praca...) Co należy zatem zrobić by przygotowania do sesji stały się przyjemnością? Rzucić studia i zostać modelką. Proste?  A jakie efektowne!


Po dziewiąte.
Zakupy w internecie. Bez względu na płeć, sposób sprawdzony, bo nie musisz wychodzić  z domu, a zza ekranu laptopa, na pytanie "co robisz, uczysz się?", zawsze można odpowiedzieć "tak, przeglądam slajdy". Szukanie godzinami idealnego swetra ? Bajecznie.


Po dziesiąte.
Znajdź sobie nową pasję. Nigdy nie jest za późno żeby nauczyć się szydełkowania. Albo pływania synchronicznego. A może okaże się właśnie w sesji, że jesteś wielbicielką/wielbicielem poezji niemieckiej. Kto wie? Ja na przykład dowiedziałam się, że jak dorosnę, chcę zostać kierowcą wyścigowym. 


Do dzieła. Pozdrawiam, Kate Little Acid.

Obserwatorzy